PodziemnaArmia III RP |
My, wszyscy jak tu siedzimy, jesteśmy Podziemną Armią, która powraca po to, żeby powiedzieć o tamtych. Żeby pamięć o nich nie zaginęła. Bo mamy dzieci, bo mamy wnuki, bo mamy zobowiązania wobec Polski. Prof. Jan Żaryn, Warszawa 2 marca 2013 |
Nie dajmy się zwariować. Nawet gdyby wmawiano nam, że Adam Michnik posiada mądrość na miarę prymasa Polski, a jego podwładni cnoty godne kanoników kapituły arcybiskupiej.
Ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni. Tak najkrócej można skomentować najnowsze działania mędrców z „Gazety Wyborczej", którzy zwołali przy ul. Czerskiej swój quasi-synod, aby pochylić się nad problemami Kościoła katolickiego w Polsce. Problemy te oczywiście istnieją, i to dość poważne. Jednak ich rozwiązywaniem powinni zajmować się nie ateiści i lewacy, osoby z przeszłością w PZPR czy UD, nie księża porzucający kapłaństwo lub drwiący z posłuszeństwa i innych norm kościelnych, lecz ludzie wierzący i praktykujący, duchowni i świeccy, szanujący Dekalog i pomimo swych ułomności starający się go przestrzegać. Czy bowiem ktoś, kto łamie piąte przykazanie „Nie zabijaj", optując za pozbawianiem życia nienarodzonych, może wytyczać normy etyczne w życiu wspólnot chrześcijańskich? Czy duchowny, który bliźnich niegłosujących na partię polityczną swojego rodzonego brata nazywa „dziczą PiS-owską", może być tzw. bezstronnym autorytetem moralnym? Czy inny duchowny, który wkoło Macieju żali się na swojego biskupa, mającego go jakoby pytać o obrzezanie (ach, co to za zbrodnia!), może być odnowicielem struktur kościelnych?
Prezydent sam jest sobie winien, bo zamiast słuchać Polaków z Kresów, nadstawia ucha podszeptom Tomasza Nałęcza i Henryka Wujca.
Od maja do października br. w różnych miejscowościach w całym kraju odbywają się uroczystości patriotyczno-religijne, których celem jest upamiętnienie setek tysięcy Polaków i obywateli polskich innych narodowości, pomordowanych w latach 1939-1947 przez nacjonalistów ukraińskich z UPA i organizacji kolaboranckich spod znaku Hitlera i Himmlera. Prawie wszystkie te uroczystości organizowane są przez rodziny ofiar oraz organizacje społeczne, samorządy i władze kościelne.
Czytaj więcej: Komorowskiego nie chcą na mszy św. w ŁuckuEstablishment III RP i Cerkwi woli nie spotykać się z rodzinami ofiar ludobójstwa, aby nie usłyszeć niewygodnej prawdy
Prezydent Bronisław Komorowski nie tylko nadal odmawia udziału w społecznych obchodach ku czci obywateli polskich pomordowanych przez UPA i SS Galizien, ale i stara się zneutralizować je poprzez zorganizowanie własnych tzw. oficjałek. Jedną z nich jest konferencja, która odbędzie się 27 i 28 bm. w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Nosi ona tytuł "Zbrodnia Wołyńska. Pamięć i prawda". Prezydent, choć objął nad nią patronat, nie ma zamiaru w ogóle przybyć. Wysyła jedynie Tomasza Nałęcza, tego samego, który nie tak dawno w arogancki sposób odnosił się do rodzin ofiar. Pisałem o tym w felietonie "Blamaż Nałęcza i jego chlebodawcy". W tekście zaproszeń i w tytule konferencji nie ma słowa "ludobójstwo", bo przecież ono b. członkom PZPR czy UD oraz wyznawcom ideologii Geremka i Michnika nigdy nie przejdzie przez usta.
Czytaj więcej: Arcybiskupi nie spotkają się z rodzinami ofiarJeszcze na kilka dni przed przyjazdem abp. Świętosława Szewczuka niektórzy mieli nadzieję, że greckokatoliccy hierarchowie przełamią się i pozwolą rodzinom pomordowanych Kresowian uczestniczyć w nabożeństwie żałobnym w cerkwi przy ul. Miodowej w Warszawie. Nawet KAI podała, że na nabożeństwo to mają być zaproszeni także „świadkowie tragedii”. Niestety, nadzieje te okazały się złudne. W ostateczności bowiem zaproszenia wysłano tylko do hierarchów kościelnych oraz prezydenta RP i establishmentu partyjno-rządowego. Typowy sojusz ołtarza z tronem.
Czytaj więcej: Cerkiewne drzwi tylko lekko uchyloneJak tak dalej pójdzie, to AK i BCh będą przestępczymi organizacjami antysemickimi, a UPA i SS formacjami narodowowyzwoleńczymi.
Im bliżej 70. rocznicy Krwawej Niedzieli na Wołyniu, tym bardziej niektóre środowiska, wspierane mocno przez PO, starają się nie tylko wybielić zbrodniarzy spod znaku tryzuba, ale i uczynić bohaterów z osób, które nie są tego godne. Przykładem jest projekt nadania jednej z ulic w Przemyślu imienia biskupa greckokatolickiego, Jozafata Kocyłowskiego. Z pozoru mógłby to być dobry pomysł, bo hierarcha ów był z miastem związany przez dziesiątki lat. Poza tym został wyniesiony na ołtarze w 2001 r. Jednak gdy bliżej przyjrzymy się tej postaci, pojawiają się poważne wątpliwości.
Czytaj więcej: Honory dla władyki-kolaboranta